08.02.2005 :: 16:47
Nie chciałam pisać po powrocie z zimowiska, bo miałam zamiar napisać jakiś skrót tego wyjazdu, ale jakoś nie wyszło... No cóż... Może napiszę tylko, że było fajnie, choć bardziej podobało mi się w zeszłym roku, było dużo śniegu i fajne osoby jechały... A tak poza tym, to nuuda... Z resztą, co innego może być w moim życiu... Mam już tego dosyć. Mam już cholernie dosyć tej monotonii. Pobudka o szóstej, śniadanie, do szkoły, nudne lekcje, powrót do domu, obiad, odrabianie lekcji, ewentualny trening lub komputer, kolacja, telewizor, nauka, sen. I tak w kółko. Męczy mnie to już. Nic się nie dzieje. Nic WAŻNEGO się nie dzieje. Chciałabym, żeby coś się w tym toku dnia zmieniło. Albo żeby do ważnych rzeczy doszła pewna osoba. Która by mnie pokochała... Wiem, że ciągle plecę o tym samym, ale tylko to umiem. Wczoraj, na dyskotece, wyśmiałam się po wsze czasy! A śmiałam się z chłopaków (oczywiście nie wszystkich) z 3b. Wiem, wiem! Jestem chamska. Ale nic na to nie poradzę. Nie mogłam się nie powstrzymać, żeby, patrząc na nich, nie wybuchnąć śmiechem. Przez pewien czas nie chciało mi się tańczyć i usiadłam sobie pod drabinkami, na ziemi. Cały czas się rechocząc, patrzyłam się na Tomka, który tańczył, a raczej parodiował taniec. Zauważył to chyba Marcin i jakoś dziwnie się na mnie spojrzał. Co już się z jego kumpli nie można śmiać?! Ale jazda była! Postanowiłyśmy zostać z Kalolą do końca, więc po dyskotece miałyśmy jeszcze pół godziny do autobusu. Nic nie zaszkodzi posiedzieć pół godziny na dworzu. Co to jest 10 stopni Celcjusza na minusie, nie? I to chyba te 10 stopni wpłynęło na moje zachowanie. Zaczęło mi trochę odbijać i była beka na całego. Nie wiem dlaczego, ale na przystanku zawsze łapią mnie jakieś wariactwa. Ale było fajnie...